REKLAMA

Data publikacji: 20 sie 2020

20 sierpnia 1920 "Czerwony Krzyż w drodze do Pułtuska"

20 sierpnia 1920 "Czerwony Krzyż w drodze do Pułtuska"

Lekarze i sanitariuszki z Czerwonego Krzyża w drodze do Pułtuska. Towarzyszył im wysłannik Kuriera Warszawskiego, który opublikował sprawozdanie z podróży: Na wozie i pod wozem.

(Relacja spec. delegata Kur. Warsz., na froncie pułtuskim).

Z Czerwonym Krzyżem do Pułtuska.

Wyjeżdżamy w piątek o godz. 3 południu. Dwa samochody sanitarne, sześciu chirurgów i dwie sanitarjuszki pod komendą dr. Aleksandra Zawadzkiego. Setny chłop, co innym „guzy" wycina, choć sam guza ustawicznie szuka. (…)

Siódma wieczorem. Trąbka. Jedziemy do Pułtuska, ale Bogu wiadomo, czy dojedziemy, bo wielki most na Narwi już nie istnieje. Spalili go bolszewicy. Posuwamy się powoli, bo dokoła na szosie tłoczą się wszystkie rodzaje broni. Mój „cywilny" rozum argumentuje, że skoro przez Narew ma przejechać artylerja, to musi być chyba jakiś most pontonowy. Ale „cywilny” rozum plecie sobie trzy po trzy. Mostu pontonowego nie było, a artylerja w bród przeszła rzekę.

Niech i tak będzie. Ale nasze ciężkie automobile w bród Narwi nie przejdą. Co robić? Na łąkach nadnarwiańskich płoną setki ogni biwakowych. Wśród koni i wozów obozują tysiące żołnierzy. Po tamtej stronie rzeki Pułtusk do snu się kładzie i ostatniemi światłami mruga na nas, jakby drwił z naszej niemocy.

Nie ma rady. Skręcamy na łąki, zatrzymujemy automobile, błądzimy przez chwilę wśród ognisk obozowych, rzucamy na prawo i lewo pytania bez odpowiedzi, a w końcu przy blasku lamp karbidowych samochodu spożywamy na ziemi chudą wieczerzę (…)

(pisownia oryginalna)

„Kurier Warszawski”, nr 232, 22 sierpnia 1920 r., s. 3.

Z Czerwonym Krzyżem do Pułtuska.

Wyjeżdżamy w piątek o godz. 3 południu. Dwa samochody sanitarne, sześciu chirurgów i dwie sanitarjuszki pod komendą dr. Aleksandra Zawadzkiego. Setny chłop, co innym „guzy" wycina, choć sam guza ustawicznie szuka. (…)

Siódma wieczorem. Trąbka. Jedziemy do Pułtuska, ale Bogu wiadomo, czy dojedziemy, bo wielki most na Narwi już nie istnieje. Spalili go bolszewicy. Posuwamy się powoli, bo dokoła na szosie tłoczą się wszystkie rodzaje broni. Mój „cywilny" rozum argumentuje, że skoro przez Narew ma przejechać artylerja, to musi być chyba jakiś most pontonowy. Ale „cywilny” rozum plecie sobie trzy po trzy. Mostu pontonowego nie było, a artylerja w bród przeszła rzekę.

Niech i tak będzie. Ale nasze ciężkie automobile w bród Narwi nie przejdą. Co robić? Na łąkach nadnarwiańskich płoną setki ogni biwakowych. Wśród koni i wozów obozują tysiące żołnierzy. Po tamtej stronie rzeki Pułtusk do snu się kładzie i ostatniemi światłami mruga na nas, jakby drwił z naszej niemocy.

Nie ma rady. Skręcamy na łąki, zatrzymujemy automobile, błądzimy przez chwilę wśród ognisk obozowych, rzucamy na prawo i lewo pytania bez odpowiedzi, a w końcu przy blasku lamp karbidowych samochodu spożywamy na ziemi chudą wieczerzę (…)

(pisownia oryginalna)

„Kurier Warszawski”, nr 232, 22 sierpnia 1920 r., s. 3.

Opracowała: Monika Żebrowska

REKLAMA

Zobacz także

Komentarze

Dodaj komentarz jako pierwszy