REKLAMA

Data publikacji: 15 sie 2020

15 sierpnia 1920 "aresztowanie znanych obywateli Pułtuska"

15 sierpnia 1920 "aresztowanie znanych obywateli Pułtuska"

15 SIERPNIA 1920 ROKU NIEDZIELA

Trzeci dzień Bitwy Warszawskiej.

Zwycięstwo polskie pod Borkowem – uniemożliwienie bolszewikom przekroczenia Wkry i ataku na Warszawę od zachodu.

Wyparcie bolszewików z Radzymina.

Drugi batalion 13 pułku piechoty, do którego przydzielony został uczeń pułtuskiego seminarium nauczycielskiego, Władysław Kocot, dzień wcześniej wymaszerował z Cytadeli:

Z dnia 14 sierpnia na 15-tego noc wypadła nam jeszcze w Rembertowie. Dnia 15 sierpnia raniusieńko batalion nasz gotowy oczekiwał na rozkaz wyruszenia ku okopom. W oczekiwaniu tym, w pogotowiu ostrym zeszedł nam jeszcze cały dzień 15 sierpnia. Broń była złożona w kozły, a żołnierze odpoczywali i każdy przygotowywał się do bitwy. A bitwa wrzała w całej pełni na naszym odcinku. Przez cały dzień atakowali bolszewicy, a nasi ich odpierali. My słysząc ten grzmot strzelaniny na całym froncie, byliśmy posępni, zamyśleni.

Nastąpiło ogólne pisanie listów: do rodziny, kuzynów i znajomych. U niejednego piszącego można było zauważyć i łzy w oczach, a niejeden i rozpłakał się jak dziecko, bo zaprawdę i był jeszcze dzieckiem, bo był 16-to, 15-to, a nawet czternastoletni chłopak, który najczęściej uciekł po kryjomu z domu, bez wiedzy i zezwolenia rodziców, aby wstąpić do wojska polskiego jako ochotnik. (…)

Pod wieczór nagle rozbrzmiewa głos dowódcy batalionu: „do broni”. (…) Słońce już zaszło, ściemnia się. Idziemy naprzód. W czasie skradania się ku okopom byłem nadzwyczaj wesoły. Sam się dziwiłem temu i zupełnie nie mogłem odgadnąć, czemu mam przypisać tę wesołość. (…)

Gdy już odległość pomiędzy nami a okopami wynosiła około pół kilometra wtenczas [major] zatrzymał oddział, dał nam kilka minut wypoczynku i wydał ostatnie przed bitwą rozkazy. Przede wszystkiem rozkazał naładować broń i nie palić papierosów. Sam zaś oddał ordynansowi swego wiernego, białego towarzysza i cichaczem ruszyliśmy naprzód. Już, już dochodzimy do ognistego koła, otaczającego nasze okopy. Już huk naszej artylerii ogłusza nas na dobre, a kule karabinów maszynowych wypuszczone przez nieprzyjaciół, zbłąkane trafiają w nasze szeregi. Nieraz tak blisko bzyknie ci koło uszu, iż myślisz przez mgnienie oka, że cię trafiła. Wtedy dreszczem zostaniesz przeszyty od stóp do głowy.

Jednak na kule człowiek szybko obojętnieje. Większe wrażenie od kuli czyni widok pierwszego trupa na froncie. Oto po opuszczeniu ostatniej wioski przed samymi okopami przechodząc, nagle pod nogami ujrzałem trupa żołnierza, zabitego może temu cztery godziny, gdyż dziś przed wieczorem bolszewicy zrobili wypad, przerwali na tym odcinku front, a później zostali odparci z powrotem. Żołnierz ten leżał odarty z odzienia. Był w bieliźnie. Zrobili to bolszewicy. Tak oni postępują z trupami i niewolnikami, których odzierają do bielizny. Trup ten wywarł na mnie wrażenie okropne! (…)

Dumania te zostały przerwane cichą komendą, ale stanowczą: „w tyraliery”. Rozkaz wykonany. Rozsypaliśmy się w tyralierkę i na całej linii posuwamy się jednocześnie. Wiele trudności sprawiało nam to zajmowanie okopów, gdyż ogień był otwarty w całej pełni i z tego powodu co chwila musieliśmy padać na ziemię. Po bardzo mozolnym przedzieraniu się, w końcu zajęliśmy okopy. (…)

Czekamy na rozkaz. Kiedy bolszewicy byli już blisko, wtenczas dowódca krzyknął: „ognia, chłopcy!”. Na to hasło powietrze zadygotało i rozległ się huk wielki naszej pierwszej salwy. Za nią druga, trzecia, dziesiąta itd. (…) po godzinnej strzelaninie można było łatwo odgadnąć, że nieprzyjaciel się cofa. (…) Po odparciu ataku strzały powoli cichły, aż wreszcie zamilkły zupełnie na całej linii. Po wielkiej strzelaninie nastąpiła cisza grobowa niczym nie zakłócona. Reszta nocy zeszła nam w ten sam sposób, aż do rana. Podczas tej nocy aż dwa razy stałem na wedecie w Rembertowie pod Warszawą.

W. Kocot, Pamiętniki i Korespondencja z lat 1920, 1939-1945, oprac. R. Lolo i K. Wiśniewski, Pułtusk 2009, s. 79-83.

Z dnia 14 sierpnia na 15-tego noc wypadła nam jeszcze w Rembertowie. Dnia 15 sierpnia raniusieńko batalion nasz gotowy oczekiwał na rozkaz wyruszenia ku okopom. W oczekiwaniu tym, w pogotowiu ostrym zeszedł nam jeszcze cały dzień 15 sierpnia. Broń była złożona w kozły, a żołnierze odpoczywali i każdy przygotowywał się do bitwy. A bitwa wrzała w całej pełni na naszym odcinku. Przez cały dzień atakowali bolszewicy, a nasi ich odpierali. My słysząc ten grzmot strzelaniny na całym froncie, byliśmy posępni, zamyśleni.

Nastąpiło ogólne pisanie listów: do rodziny, kuzynów i znajomych. U niejednego piszącego można było zauważyć i łzy w oczach, a niejeden i rozpłakał się jak dziecko, bo zaprawdę i był jeszcze dzieckiem, bo był 16-to, 15-to, a nawet czternastoletni chłopak, który najczęściej uciekł po kryjomu z domu, bez wiedzy i zezwolenia rodziców, aby wstąpić do wojska polskiego jako ochotnik. (…)

Pod wieczór nagle rozbrzmiewa głos dowódcy batalionu: „do broni”. (…) Słońce już zaszło, ściemnia się. Idziemy naprzód. W czasie skradania się ku okopom byłem nadzwyczaj wesoły. Sam się dziwiłem temu i zupełnie nie mogłem odgadnąć, czemu mam przypisać tę wesołość. (…)

Gdy już odległość pomiędzy nami a okopami wynosiła około pół kilometra wtenczas [major] zatrzymał oddział, dał nam kilka minut wypoczynku i wydał ostatnie przed bitwą rozkazy. Przede wszystkiem rozkazał naładować broń i nie palić papierosów. Sam zaś oddał ordynansowi swego wiernego, białego towarzysza i cichaczem ruszyliśmy naprzód. Już, już dochodzimy do ognistego koła, otaczającego nasze okopy. Już huk naszej artylerii ogłusza nas na dobre, a kule karabinów maszynowych wypuszczone przez nieprzyjaciół, zbłąkane trafiają w nasze szeregi. Nieraz tak blisko bzyknie ci koło uszu, iż myślisz przez mgnienie oka, że cię trafiła. Wtedy dreszczem zostaniesz przeszyty od stóp do głowy.

Jednak na kule człowiek szybko obojętnieje. Większe wrażenie od kuli czyni widok pierwszego trupa na froncie. Oto po opuszczeniu ostatniej wioski przed samymi okopami przechodząc, nagle pod nogami ujrzałem trupa żołnierza, zabitego może temu cztery godziny, gdyż dziś przed wieczorem bolszewicy zrobili wypad, przerwali na tym odcinku front, a później zostali odparci z powrotem. Żołnierz ten leżał odarty z odzienia. Był w bieliźnie. Zrobili to bolszewicy. Tak oni postępują z trupami i niewolnikami, których odzierają do bielizny. Trup ten wywarł na mnie wrażenie okropne! (…)

Dumania te zostały przerwane cichą komendą, ale stanowczą: „w tyraliery”. Rozkaz wykonany. Rozsypaliśmy się w tyralierkę i na całej linii posuwamy się jednocześnie. Wiele trudności sprawiało nam to zajmowanie okopów, gdyż ogień był otwarty w całej pełni i z tego powodu co chwila musieliśmy padać na ziemię. Po bardzo mozolnym przedzieraniu się, w końcu zajęliśmy okopy. (…)

Czekamy na rozkaz. Kiedy bolszewicy byli już blisko, wtenczas dowódca krzyknął: „ognia, chłopcy!”. Na to hasło powietrze zadygotało i rozległ się huk wielki naszej pierwszej salwy. Za nią druga, trzecia, dziesiąta itd. (…) po godzinnej strzelaninie można było łatwo odgadnąć, że nieprzyjaciel się cofa. (…) Po odparciu ataku strzały powoli cichły, aż wreszcie zamilkły zupełnie na całej linii. Po wielkiej strzelaninie nastąpiła cisza grobowa niczym nie zakłócona. Reszta nocy zeszła nam w ten sam sposób, aż do rana. Podczas tej nocy aż dwa razy stałem na wedecie w Rembertowie pod Warszawą.

W. Kocot, Pamiętniki i Korespondencja z lat 1920, 1939-1945, oprac. R. Lolo i K. Wiśniewski, Pułtusk 2009, s. 79-83.

Tego dnia polegli m.in.:

Piotr Żebrowski – działacz ludowy z powiatu pułtuskiego, członek POW, ochotnik, który zaciągnął się do 201 pułku piechoty, zginął w bitwie o Borkowo na pozycji pod Cieksynem

Zygmunt Waren – pochodzący z Pułtuska nauczyciel szkoły powszechnej w Somiance.

W zajętym przez bolszewików Pułtusku powołano powiatowy komitet rewolucyjny. Aresztowano kilku znanych obywateli Pułtuska: burmistrza Stanisława Śniegockiego – mianowanego przez generała Józefa Hallera pełnomocnikiem Obywatelskiego Komitetu Wykonawczego Obrony Państwa w Pułtusku, urzędnika magistratu Wojciecha Budnego i właściciela majątku ziemskiego Zygmunta Żmijewskiego, o których uwolnienie bezskutecznie zwracali się pisemnie pułtuszczanie.

Opracowała: Monika Żebrowska

REKLAMA

Zobacz także

Komentarze

Dodaj komentarz jako pierwszy